Od czasu do czasu nachodzą nas dziwne potrzeby. Jak, na przykład, absolutna konieczność zakupu kleju o godzinie 24. Nie pytajcie czemu, ja nawet nie pamiętam, ale bardzo mieliśmy ochotę na wycieczkę o 24, więc pojechaliśmy do całodobowego Tesco. I tam moje serce skradła nieduża, piękna dynia piżmowa - kompletnie nie w sezonie, zupełnie bez powodu (nie przepadam za zwykłą dynią), ale wołała do mnie, więc wylądowała w koszyku. Byłam ciekawa tego butternut squasha, który non-stop pojawia się w amerykańskich kulinarnych show.
Ale kompletnie nie miałam na niego pomysłu.
Więc dynia sobie z nami mieszkała. Nie wiedzieć czemu P. uparł się, że to nie dynia, tylko tykwa. I zaczął mi ją przynosić do łóżka. Regularnie zasypiałam z P., budziłam się z "tykwą" na poduszce. I żebyście nie myśleli, że żartuję...
No ale P. wyjechał, mogłam sobie pozwolić na eksperymenty kulinarne bez marudzenia, radosny czas spędzony z dynią-tykwą dobiegł końca. Zdecydowałam się więc na faszerowanego, podwójnie pieczonego squasha i to była bardzo, bardzo dobra decyzja! Zaczęłam żałować, że Tesco jest tak daleko i pewnie nie będzie w nim już tych pyszności. Ale w sezonie zamierzam się zaopatrzyć w większą ich ilość, bo to było absolutnie przepyszne.
Chociaż danie wymaga nieco pracy i cierpliwości, to jest tego warte. Jedna dynia spokojnie wystarczy na dwie osoby.
Składniki:
1 dynia piżmowa
200g boczku
1 szklanka kaszy quinoa
2 szklanki bulionu warzywnego
1 cebula średniej wielkości
Sól, pieprz
50-100g twardego, pikantnego sera do zapieczenia
Oliwa z oliwek
Czas wykonania: 1,5h
Koszt: 10-13zł
Wykonanie:
Dynię piżmową ostrym nożem przekrawamy na pół. Wszystkie przepisy w których o tym czytałam pisały, że jest to bardzo trudne, trzeba najpierw zrobić szczelinę w dyni a następnie przebić się przez nią ostukując nóż młotkiem (sic!) ale okazało się, że kroi się ją całkiem zwyczajnie - ostry nóż wystarcza w zupełności. Po wyjęciu pestek z gniazda nasiennego dynię nacinamy w kratkę, niezbyt głęboko, żeby nie przeciąć skórki. Spryskujemy/smarujemy ją oliwą z oliwek a następnie oprószamy solą i pieprzem.
Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 170 stopni przez ok. 30-50 minut (w zależności od dyni), aż widelec wbity w dynię będzie wchodził bardzo łatwo.
W trakcie kiedy dynia się piecze szykujemy kaszę. Na sitku z małymi oczkami lub w garnku płuczemy kaszę dużą ilością wody pozbywając się wypływających na wierzch zanieczyszczeń. Następnie w rondelku z grubym dnem rozgrzewamy łyżkę oliwy z oliwek. Wrzucamy odsączoną kaszę i prażymy ją, ciągle mieszając, aż woda odparuje a kasza zacznie lekko pachnieć. Zalewamy całość bulionem i przykrywamy. Dosalamy, jeżeli bulion nie był słony. Gotujemy ok. 15 minut aż quinoa wchłonie bulion po czym zdejmujemy z ognia i odstawiamy pod przykryciem na jeszcze 5 minut.
Na patelni smażymy boczek pokrojony w kosteczkę, następnie na tłuszczu z boczku podsmażamy posiekaną w kosteczkę cebulę. Dodajemy całość do gotowej quinoy.
Upieczone dynie wyjmujemy, studzimy krótko a następnie używając łyżki wydrążamy większość farszu, zostawiając go ok. 0,5-1cm z każdej strony, żeby dynia trzymała swój kształt. Dodajemy do quinoy z boczkiem i z cebulką, mieszamy bardzo dokładnie.
Do wydrążonych dyni nakładamy farszu "z górką" po czym posypujemy startym serem.
Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na ok. 15 minut, aż ser się stopi i całość będzie gorąca.
Smacznego!