niedziela, 30 stycznia 2011

Nacinane ziemniaczki z pieczonym kurczakiem.



Przerewelacyjne, pieczone ziemniaczki zwane Hassleback Potatoes, czyli jak ożywić nudnego ziemniaka ;) bardzo, bardzo lubię ziemniaki - nawet takie zwykłe, gotowane, więc ten przepis na pewno będzie się u mnie często przewijał...przez to, że przyprawami posmarowane są z każdej strony smakują naprawdę świetnie, z zewnątrz są chrupiące, a w środku mięciutkie.

Zjadłam je z pieczoną nogą z kurczaka, która może sama w sobie nie jest jakąś oszałamiającą nowością, ale fajne jest w niej to, że mogę i ziemniaki, i nogę włożyć do piekarnika razem, i razem je wyjąć - praktycznie bez brudzenia jakichkolwiek garnków. No i żadnego stania w kuchni i pilnowania, przewracania, etc ;)

Pasowałaby mi do tego jakaś sałatka, na przykład coleslaw, ale akurat nie miałam absolutnie nic zielonego w domu ;)


Składniki

Kilka ziemniaków (tyle, ile zjecie - najlepiej wybrać jakieś większe, ja użyłam dość małych, bo akurat takie dostawały nóżek pod moim zlewem ;))
Noga z kurczaka
Dwie łyżeczki oleju/oliwy (użyłam oleju ryżowego)
Przyprawy: papryka, chili, sól

Koszt: 3-4zł
Czas wykonania: około godziny, z tego 10 minut to przygotowania ;)

Wykonanie

Ziemniaki obieramy. Tak naprawdę można użyć młodych ziemniaków, których wcale nie trzeba obierać, no ale nie zawsze są, więc obieramy. Nacinamy je zostawiając od spodu ok. 0,5-1cm nieprzeciętego, nacięcia powinny być co 3-4mm, dość gęsto, ale nie kroimy na chipsy ;) Jeżeli mamy wyjątkowo okrągłe ziemniaki, to najpierw można uciąć plasterek od spodu, żeby zechciały nam w piekarniku ustać bez przewracania się. W kubeczku mieszamy olej z przyprawami, do połączenia. Używając pędzelka smarujemy ziemniaki z zewnątrz i wewnątrz - rozchylając nacięcia. Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni i układamy ziemniaki na blasze.

Szybciutko przygotowujemy nogę z kurczaka - ja nacinam lekko skórę z wierzchu, żeby przyprawa ładnie się rozeszła. Wtarłam w niego resztkę niewykorzystanej "marynaty" od ziemniaków, i doszłam do wniosku, że inne przyprawy nie są potrzebne, ale można użyć też zwykłej przyprawy do kurczaka. Zawijamy nogę w szczelny pakunek z folii aluminiowej, i również wkładamy do piekarnika (ja wsadziłam go na pokrywkę pozostałą po moim nieodżałowanym, pękniętym naczyniu żaroodpornym - z kurczaka wytapia się tłuszcz, i jeżeli pakunek nam się źle przedziurawi, to nie trzeba myć całej blachy ;)). Pieczemy od 40-50 minut, w zależności od wielkości ziemniaków. Na 10 minut przed końcem otwieramy naszą paczkę z kurczakiem, żeby skórka ładnie nam się przyrumieniła. Im wcześniej usuniemy folię aluminiową, tym będzie bardziej chrupiąca.

Wyjmujemy, wsuwamy :)

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Ciasteczka kukurydziane.



Widzę, że nie tylko ja mam zagwozdkę "co by tu jeszcze można zrobić z mąki kukurydzianej" :) Wypieki z niej bardzo mi smakują, ale ciężko znaleźć jakiś dobry przepis. Te ciastka są po prostu rewelacyjne - kruche, pyszne, nie mogłam się od nich oderwać.

W oryginalnym przepisie Marthy Stewart mają być ponoć wyciskane przez rękaw cukierniczy. Moim zdaniem struktura tego ciasta jest na to trochę zbyt zwarta, więc ja użyłam ich do wypróbowania nowej blachy, która wtedy właśnie do mnie przyszła. Ciacha rewelacyjnie zachowały kształt i wyszły śliczne. Problem tylko w tym, że byłam przekonana, że blacha będzie dużo mniejsza, a przyszła taka :) Więc i ciacha były duuuże. Następnym razem zrobiłabym je trochę cieńsze, nie wypełniając foremek do samej góry, żeby wyszły jeszcze bardziej kruche.

Jeżeli nie posiadacie takiej blachy, to możecie użyć szprycy do ciastek, albo po prostu dłońmi (lekko mokrymi lub omączonymi, w zależności od waszej ulubionej techniki) formować kuleczki i spłaszczać.


Składniki:

1 i 3/4 mąki szklanki mąki pszennej
1 szklanka mąki kukurydzianej
230g masła, miękkiego
2/3 szklanki cukru
1 jajko
1 żółtko
Łyżka skórki z cytryny (ja dodałam jeszcze kilka kropel soku)
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego (pominęłam)
Pół łyżeczki soli

Koszt: 6-7zł
Czas wykonania: 30-40 minut

Wykonanie:

Do miski wkładamy masło, i ucieramy mikserem aż będzie puszyste - mnie to zajmuje około minuty. Wciąż ucierając dodajemy po kolei cukier, jajko i żółtko. Wrzucamy skórkę z cytryny, po czym powoli wsypujemy mąkę połączoną z solą, wciąż miksując. Gotowa masa wygląda tak:



Nagrzewamy piekarnik do 180 stopni, formujemy ciasteczka na blasze wyłożonej matą/papierem do pieczenia, pieczemy 15-18 minut aż się zrumienią.

PS Dla waszej wygody dodałam na blogu wyszukiwarkę, aby nie trzeba było żmudnie przeszukiwać archiwów w poszukiwaniu konkretnego przepisu :) Nie wiem czemu wpadam na to tak późno ;)

niedziela, 16 stycznia 2011

Ludzie powinni się więcej przytulać.

Dziś nie gotuję, dziś rysuję króliczki, bo jest bardzo późno/wcześnie* a ja zdecydowanie powinnam robić coś innego.

(ale niebawem będą ciastka kukurydziane!)

*skreśl niepotrzebne

piątek, 14 stycznia 2011

Gyros z kurczaka z podsmażaną soczewicą.




W zasadzie to przepis bardziej na soczewicę :) bo to ona jest tu dla mnie główną rewelacją. Kurczak, chociaż soczysty i pyszny, to wciąż tylko kurczak. Soczewica jest, nie wiedzieć czemu, strasznie niedoceniana. A to pyszny dodatek do wszelkich dań. Na pewno będzie się jeszcze u mnie pojawiać, bo ostatnio wsuwam ją taśmowo. I słyszałam marudzenia, że na blogu powinno być więcej przepisów obiadowych, a mniej na słodkości :)

Porcja dla 1 osoby.

Składniki:


Filet z kurczaka
Soczewica, ok. 100g
Boczek - gruby plaster
Ćwiartka cytryny
Przyprawy: sól, pieprz, czubrica czerwona, przyprawa do gyrosa
Odrobina mąki

Czas wykonania: 30-35 minut
Koszt: 6-8zł

Wykonanie:

Soczewicę wrzucamy na sitko, przelewamy dużą ilością wody. Wrzucamy do gotującej się wody, solimy (ok. pół łyżeczki). Gotujemy ok. 15-20 minut - niech będzie jeszcze lekko twardawa, taka al dente ;) Po tym czasie soczewicę wylewamy na sitko, i hartujemy przelewając bardzo zimną wodą. Plaster boczku (u mnie dość niewielki, użyjcie tyle, ile macie ochotę) kroimy w kostkę i wrzucamy na patelnię. Podsmażamy do stanu skwarkowatości, po czym dorzucamy soczewicę. Mieszamy trochę, żeby nam soczewica ładnie przeszła aromatem boczku, po czym doprawiamy odrobinę pieprzem, i wyciskamy niecałą ćwiartkę cytryny. Próbujemy, sprawdzamy, czy mamy ochotę żeby było trochę bardziej słone, ewentualnie doprawiamy. Ja dolałam odrobinę wody, bo soczewica wydała mi się trochę za sucha (z boczku wytopiło się niewiele tłuszczu), i chwilę poddusiłam. Soczewica gotowa!

Pierś z kurczak oczyszczamy z błon i nadmiaru tłuszczu, po czym kroimy w wąskie paseczki/plastry. Oprószamy solą, czubricą czerwoną i przyprawą do gyrosa (można użyć po prostu ulubionej przyprawy gyrosowej). Rozgrzewamy odrobinę tłuszczu na patelni, kurczaka obsypujemy odrobiną mąki (niecałe pół łyżki), mieszamy aby porządnie go oblepiło. Wrzucamy na dobrze rozgrzaną patelnię, i smażymy pod przykryciem kilka minut, w połowie czasu odwracając kuraka żeby się równo przyrumienił.

Wykładamy na talerz, zajadamy.

środa, 12 stycznia 2011

Stek medium-rare.



Na początek chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy wzięli udział w akcji gotowanie-wośpowanie. Zakończyła się dużym sukcesem, miałyśmy z tego kupę frajdy, i na pewno za rok będziemy to powtarzać. Obecnie trwa "dogrywanie" się zwycięzców i wylicytowanych. Ja wiem już, że wylicytował mnie Skowryk, który zadecydował, że na kolację zjemy właśnie stek, więc w ramach teasera - przepis. Uprzedzam - długi, bo chociaż sam przepis nie jest skomplikowany, to notka będzie z serii Tips&Tricks - kompleksowa :)

Podobnie jak chewy chocolate cookies - steki medium-rare nie są często spotykane w Polsce. Polacy wolą swoje mięso mocno wysmażone, długo pieczone, rozpadające się. Dla wielu Amerykanów czy Francuzów to profanacja. Długo nie mogłam się przekonać do tego sposobu jedzenia steków, ale odkąd raz ktoś poczęstował mnie kawałkiem swojego medium-rare - zakochałam się. Przygotujcie się na dość dużo informacji i ciekawostek :)

Zaczniemy od czegoś bardzo pomocnego - mapy wysmażenia steków. Obrazek poniżej tłumaczy w zasadzie wszystko :)



Stek medium-rare jest najbardziej popularny, zaraz po nim są rare i medium. Ja najbardziej przepadam za medium - mam wrażenie, że najwięcej w nim smaku, a przy tym nie je się surowego mięcha ;) W związku z tym poniżej opisuję właśnie sposób otrzymania tych poziomów wysmażenia.

Jedynym składnikiem jakiego potrzebujemy (oprócz soli i pieprzu) jest sam stek. Ponieważ chcemy poczuć smak mięsa, to jego wybór jest kluczowy. Zapomnijmy o wszystkich "stekach" sprzedawanych w supermarketach, grubości 0,5cm, rozklepanych na amen. Po dobry kawał mięsa warto się wybrać do rzeźnika albo zaufanego mięsnego, gdzie sprzedawczyni ukroi nam plaster zgodnie z oczekiwaniami. A jakie mają być oczekiwania?

- Po pierwsze, najlepiej wybrać niezbyt chude mięso. Dobrze, jeżeli jest ładnie poprzerastane tłuszczem.
- Po drugie - musi być grube. 2cm to absolutne minimum, inaczej po prostu wyjdzie nam wysmażona podeszwa.
- Po trzecie - nie może się rozpadać, być zleżałe, nieświeże (to chyba dość oczywiste)

Gdy już mamy nasz piękny kawał mięsiwa przystępujemy do smażenia. Wyciągamy teflonową patelnię, masło, woreczek przypraw i keczup, po czym wszystko wywalamy do śmieci.

Dlaczego?

Teflon nie nadaje się do smażenia steków. Czemu? Bo rozgrzany do potrzebnej nam temperatury zaczyna się dymić i wydzielać trujące związki. Więc odpada. Najlepiej użyć masywnej, żelaznej, kutej patelni. Ale kto taką posiada? Ja używam starej patelni z zeskrobanym dnem, bez żadnej specjalnej powłoki - sprawdza się świetnie. Ważne, żeby patelnia nie miała byle jakiej, plastikowej rączki, bo później będziemy ją wsadzać do nagrzanego piekarnika (ja czasami obchodzę ten krok, i mięso przerzucam na blachę, która grzeje się razem z piekarnikiem).

Na jakim tłuszczu smażymy stek? Najlepiej na żadnym. Dobry kawałek mięsa będzie miał w sobie na tyle tłuszczu, że nie trzeba w żaden sposób dodatkowo zapewniać mu poślizgu. Jeżeli natomiast używamy chudszego kawałka, to koniecznie trzeba użyć tłuszczu o tak zwanym high smoking point - wytrzymującego wysoką temperaturę. Masło jest typowym tłuszczem low smoking point - w pewnym momencie zaczyna przypalać się i dymić. Podobnie oliwa. Nada się olej ryżowy, lub moje ostatnie odkrycie - smalec.
Pamiętać trzeba, że nie wlewamy naszego tłuszczu na patelnię, tylko smarujemy nim sam stek. Ja rozsmarowuję odrobinę smalcu na mięsie - ok. pół łyżeczki.

Przyprawy - zabijają smak mięsa, o który nam przecież chodzi. Doprawiamy stek tylko pieprzem i solą. Keczup sprawia, że wszystko smakuje jak keczup, więc chociaż niektórzy lubią - ja odradzam.

Koszt: Zależny od mięsa. Dobry kawałek można dostać za ok. 7-15zł.
Czas wykonania: krótki - ok. 15 minut.

Wykonanie:

Mięso powinno mieć pokojową temperaturę. Nie wolno używać mięsa wyjętego od razu z lodówki, czy zamrożonego. Jeżeli używamy tłuszczu - dodajemy. Obsypujemy nasz stek hojnie pieprzem (do smaku), i mocno solą - ważne. Sól pomoże nam stworzyć dookoła steku przyrumienioną warstwę. Nacieramy delikatnie solą.

W tym czasie rozgrzewamy patelnię, przez dobrych parę minut na najwyższym ogniu. Ma być gorąca jak diabli, tak gorąca, że już bardziej się nie da, a woda zrzucona na nią tańczy, skwierczy i ucieka. Włączamy piekarnik, i nastawiamy go na 180 stopni.

Delikatnie kładziemy stek na patelnię. Ma skwierczeć, hałasować i pachnieć. Smażymy go z jednej strony przez około minutę-półtorej (przy większych/grubszych kawałkach mięsa - 3-4 minuty), po czym sprawdzamy. Jeżeli nasz stek jest przyrumieniony i brązowy, to możemy go przewrócić. Przysmażamy go tyle samo czasu z drugiej strony. Sprawdzamy, czy jest brązowy, jeżeli jest, to przechodzimy do kolejnego kroku.

Nasz piekarnik jest już nagrzany, więc wyłączamy go. Wsadzamy patelnię ze stekiem do środka wyłączonego piekarnika, zerkamy na zegarek, i idziemy sobie zrobić herbatę. Stek musi poleżakować w piekarniku ok. 8 minut - dłużej, dla wyjątkowo grubych kawałków mięsa. Jeżeli potrzymamy go ok. 12-15 minut to otrzymamy stek bardziej w stronę medium.

Jeżeli chcemy otrzymać stek rare - pomijamy krok z piekarnikiem. Nasze mięso będzie idealne zaraz po obsmażeniu. Dajemy mu natomiast odpocząć kilka minut na talerzu.

Mięso które odpoczęło w piekarniku wykładamy na talerz, i podajemy z ulubionymi dodatkami - u mnie sałata lodowa z kiełkami i lekkim sosem z oliwy i przypraw.

Na koniec - polecam bloga i nagranie które pokazuje, jak tą metodą usmażyć perfekcyjny stek - http://norecipes.com/2010/11/07/cooking-a-perfect-steak/

Smacznego, mięsożercy!

środa, 5 stycznia 2011

Szok! Afera! Kup mnie!




Pozytywnie rozpoczynamy rok 2011, robiąc coś nie tylko dla swoich brzuszków!

W niedzielę 19 już finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Ponieważ strrrrasznie zazdrościliśmy Panom (http://student-gotuje.blogspot.com/2011/01/sprzedaje-sie-po-raz-kolejny-wosp.html), którzy już od trzech lat sprzedają się w słusznej sprawie - ruszamy i my!

Od dziś na allegro możecie wylicytować...kolację z deserem. I ze mną :) Jest też szansa na pudło ciastek, muffinek, albo jakichkolwiek innych słodkości z mojego bloga.

Wejdźcie proszę na www.gotowanie-wospowanie.blogspot.com żeby poczytać o szczegółach.


Dajcie też znać swoim znajomym, i niech oni też dadzą znać swoim znajomym, i niech wszyscy będą najedzeni i szczęśliwi!

środa, 29 grudnia 2010

Pikantne krakersy




Jeżeli planujecie przekąski na imprezę Sylwestrową to pamiętajcie o tych gościach, którzy nie przepadają za słodyczami. (Niezbyt) pilnie strzeżoną tajemnicą jest to, że chociaż lubię się pozajadać ciastkami, to naprawdę dramatycznie robi się, jak w moim zasięgu pojawią się słone przegryzki...te krakersy mają siłę rażenia jak pocisk ziemia-powietrze. Całe szczęście, że obiecałam je zabrać ze sobą na wyjazd - inaczej cały wieczór siedziałabym i chrupała.

Przepis zaadaptowałam z bloga o dziwnym układzie strony, ale rewelacyjnych przepisach. Koniecznie zerknijcie żeby zobaczyć jak powinno wyglądać ciasto, i jak ładnie można pokroić krakersy jeżeli nie jest się mną: http://twospoons.wordpress.com/2010/11/28/smoked-cheddar-and-chive-crackers/

Składniki:


350g mąki pszennej
60g mąki pszennej pełnoziarnistej
75g zimnego masła
40g tartego parmezanu (lub innego twardego sera o wyrazistym smaku)
1,5 łyżeczki soli
2 łyżki przyprawy do pizzy (lub po prostu mieszanka ulubionych przypraw - oregano, bazylia, rozmaryn, papryka, trochę chili, co tylko lubicie)
240ml mleka

Koszt: 4-5zł
Czas wykonania: dość długi ze względu na cięcie krakersów.

Wykonanie:

Do miksera z ostrzami wrzucamy wszystkie składniki poza masłem, i miksujemy, aż zrobi nam się ładna mikstura o konsystencji mokrego piasku. Jeżeli nie posiadacie takiego miksera, to zimne masło potnijcie na kosteczki, po czym w rękach rozetrzyjcie razem z mąką tak drobno, jak tylko dacie radę. Potem wrzućcie resztę składników i zmiksujcie mikserem (będzie pylić, więc ostrożnie). Powoli do miksującej się masy wlewamy mleko, aż wymiksuje nam się gęste ciasto (jeżeli robicie to mikserem ręcznym, to wlejcie powoli połowę mleka miksując, a resztę wgniećcie ręcznie - ciasto jest bardzo gęste, i zwykły mikser może nie dać rady). Dzielimy otrzymane ciasto na 4-5 części.

Szczodrze obsypujemy blat na którym będziemy wałkować mąką. Wałkujemy cieniutki, cieniuteńki placek - nie może być grubszy niż 2 mm. Bardzo ostrym nożem tniemy na kwadraciki, lub jakie tylko kształty mamy ochotę - ja pocięłam je w dość drobne prostokąciki, ale jeżeli macie ochotę, to możecie je nawet wykrawać foremkami do ciastek, bo ciasto doskonale się do tego nadaje. Przenosimy krakersy na wyłożoną papierem blachę do pieczenia, i każdy nakłuwamy kilkakrotnie widelcem. W przypadku pierwszej blachy tego nie zrobiłam, i krakersy spuchły mi w śliczne poduszeczki, które też są niezłe, ale nie aż tak kruche, jak powinny być ;) więc jednak polecam. Można je układać bardzo, bardzo blisko siebie - zupełnie nie rosną.

Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez 10-15 minut. To będzie zależało od ich wielkości - im większe, tym dłużej. Muszą się mocno zrumienić i wysuszyć, jasne krakersy nie będą chrupiące - po pierwszej blasze na pewno wyczujecie jaka chrupkość wam odpowiada :)

Uwaga - ta ilość składników jest na monstrualną porcję. Wyszło mi prawie 5 blach krakersów! Chrrrrup!

Szczęśliwego Nowego Roku, ewrybady ;) to mój 50 wpis, prawdopodobnie ostatni w tym roku, i liczę na to, że w przyszłym uda mi się ich naprodukować jeszcze więcej. Dziękuję za wszystkie komentarze, wsparcie, poganianie i wypróbowywanie moich przepisów, jesteście kochani :)

wtorek, 21 grudnia 2010

Piernikowe muffiny




Święta idą, a u mnie tradycyjnie piernik piecze w domu Mama...ale pozazdrościłam, i chciałam, żeby mi w mieszkaniu pachniało, więc wymyśliłam naprędce przepis na piernikowe muffiny :)
Robią się szybciutko, jak to muffiny, są przepyszne i cudownie pachną. Ponieważ nie ma tu dodatku czekolady (chociaż nic nie stoi na przeszkodzie żeby ją dodać) to są mniej wilgotne (w porównaniu na przykład z potrójnie czekoladowymi czy bananowymi) - smakują jak taki minipiernik.

Składniki


1 jajko
180-200 ml maślanki (to zależy od tego, jak jest gęsta)
250g mąki
1/2 łyżeczki sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżki przyprawy do piernika*
1 łyżka kakao
100g cukru trzcinowego
6 łyżek golden syrupu (można zastąpić płynnym miodem)
100g rozpuszczonego masła

Koszt: 6-8zł
Czas wykonania: szybciutki.

Wykonanie

W misce mieszamy mąkę, przyprawę do piernika, kakao, cukier, sodę i proszek do pieczenia. W kubeczku mieszamy maślankę, golden syrup, jajko i rozpuszczone masło. Łączymy składniki mieszając wszystko widelcem, do połączenia składników. Nakładamy do papilotek (jeżeli pieczecie używając blachy, to prawie do pełna, jeżeli silikonowych foremek - do ok. 3/4), i pieczemy ok. 20 minut w 190 stopniach do suchego patyczka. Całkiem ładnie odchodzą od papilotek.

Jeżeli chcecie dekorować muffiny cukrową posypką, to nałóżcie ją oczywiście przed pieczeniem :)

* Uważajcie kupując przyprawę do piernika - zła przyprawa spowoduje, że ciasta i ciastka wyjdą mdłe. Jak się nie naciąć? Czytamy skład z tyłu opakowania - jeżeli na pierwszym, drugim, albo w ogóle jakikolwiek miejscu jest mąka, to odkładamy, i szukamy producenta, który nie chce nas okantować.

Spaghetti z czosnkiem i suszonymi pomidorami.




Zgodnie z zasadą, że najprostsze rzeczy smakują najlepiej...nocna rozmowa przypomniała mi, że w lodówce mam dwa słoiki suszonych pomidorów w oleju (nie mam pojęcia czemu dwa...). Do tego jeszcze czosnek, olej orzechowy, i idealny szybki obiad gotowy. Porcja dla jednej osoby.


Składniki:

2-3 suszone pomidory w oleju
Ząbek czosnku
Olej orzechowy (można zastąpić oliwą z oliwek, ale dość mocno zmieni to smak)
1/4 paczki spaghetti

Koszt: 4zł
Czas wykonania: superszybki

Wykonanie:

Wrzucamy makaron do gotującej się, osolonej wody. Wyjmujemy ze słoika pomidory, lekko odsączamy na papierowej ściereczce (niekoniecznie, ale moje były mocno tłuste). Siekamy na drobne kawałki, wrzucamy na patelnię. Siekamy ząbek czosnku, dorzucamy do pomidorów. Podgrzewamy wszystko przez chwilę, aż czosnek zacznie pachnieć. Dodajemy kilka kropel oleju orzechowego (lub oliwy z oliwek), odcedzamy makaron, mieszamy, wsuwamy.

Chewy Chocolate Chip Cookie



CCCC. W Polsce takie ciastka nie są zbyt znane - u nas królują chrupiące, kruszące się piegusy. Te ciacha to coś zupełnie innego - Amerykanie nazywają je czasami Drop Cookies, ze względu na to, że ciasto upuszcza się z łyżki na blachę. Pomysł na ich zrobienie przyszedł mi, gdy spróbowałam ciastek w małej, amerykańskiej kawiarence w Krakowie - More Than A Cookie. Dzięki, Kaja, za uświadomienie mi, że takie miejsce istnieje :) ciastka tam były przepyszne, diablo słodkie, zapychające i wspaniałe. Oczywiście natomiast zachciało mi się zrekonstruować przepis ze względu na odległość do kawiarenki i, nie ukrywajmy, koszta.

I po kilku próbach i wyszukiwaniu idealnego przepisu - udało się :) kluczem do sukcesu jest tajemniczo brzmiąca aktywacja glutenu, ale o tym później.

Ciastka są bardzo słodkie, z dużą ilością czekolady, cieniutkie i lekko chrupiące z wierzchu, a w środku...właśnie chewy. Żujliwe. Do żucia ;) Trzeba spróbować, bo mają w sobie coś co sprawia, że sięga się po kolejne, i kolejne, i kolejne...

Przepis (zmodyfikowany, a jakże) pochodzi z genialnej strony http://joepastry.com/ Przepis na duuużą porcję, jakieś 4 blachy ;)

Składniki:



320g mąki
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 (bardzo płaska) łyżeczka soli
225g masła, miękkiego, ale nie zbyt miękkiego ;)
250g cukru trzcinowego
2 duże jajka
100g białej czekolady
100g mlecznej czekolady
Kilka kropel aromatu waniliowego lub łyżeczka ekstraktu z wanilii lub wyskrobane z połowy laski wanilii ziarenka.

Koszt: 8-9zł
Czas wykonania: szybki, ok. 30 minut

Wykonanie:

Do miski wkładamy pocięte na kawałki masło i cukier, ucieramy mikserem aż masło będzie puchate. Dodajemy po jednym jajku, ucieramy. Dodajemy wanilię, ucieramy. W osobnej miseczce mieszamy mąkę, sól i sodę. Stopniowo dodajemy do ucieranej masy, wciąż miksując. I teraz bardzo ważny etap. Tutaj następuje nasze magiczne GLUTEN, AKTYWACJA. To właśnie sprawi, że nasze ciastka będą żujące, a nie kruche - na najwyższych obrotach miksujemy ciasto przez przynajmniej 2-3 minuty - gluten w połączeniu z płynami (jajka) zostanie zaktywizowany. Ciasto jest dość rzadkie, nie martwcie się tym. Po tym czasie dodajemy posiekaną w kawałki czekoladę, i jeszcze chwilę miksujemy, aż się rozejdzie w cieście.

Blachy do pieczenia wykładamy papierem, i używając łyżki wykładamy ciasto. Ciastka bardzo, bardzo rosną, a w zasadzie rozlewają się na boki. Z tego względu dobrze jest piec je w małych partiach, ja zazwyczaj robię 3 rzędy po 3 ciastka. Musicie wyczuć ile dokładnie masy trzeba nałożyć - u mnie to jakieś 3/4 łyżki. Nabieramy, palcem spychamy na blachę, po czym wkładamy do piekarnika nagrzanego do 190 stopni i pieczemy przez ok. 10 minut. Po wyjęciu ciastka mają bardzo gąbczastą konsystencję i są trochę wyrośnięte. Dajemy im odpocząć i ostygnąć kilka minut na blasze, po czym delikatnie ściągamy je i zupełnie studzimy. Należy uważać, żeby ciastka nie spiekły się za bardzo - powinny tylko trochę przyciemnieć po brzegach. Jeżeli będą za ciemne, to wyjdą chrupiące, i z żującego efektu nici :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...