Doszły mnie słuchy, że niektórzy *khemInesokhem* nie wiedzą o co biega z tymi całymi ekstraktami, aromatami i innymi cudami. Więc krótki wpis informacyjno-uświadamiający :)
W wypiekach (i gotowaniu ogólnie) możemy używać z grubsza trzech różnych form wanilii.
1. Aromat waniliowy
Najpowszechniejszy, chemiczny, sztuczny, oleisty. Występuje w małych buteleczkach, fiolkach, etc. Kupić go można w każdym sklepie, i nadaje wypiekom charakterystyczny zapach, który większość z nas - ze względu na przyzwyczajenie - uważa za waniliowy.
2. Ekstrakt z wanilii
To alkoholowy wyciąg ze strąków wanilii. Ma piękny, ciemnobursztynowy kolor, i nadaje wypiekom prawdziwy aromat wanilii. Można go dostać w niektórych sklepach i przez internet, ale zazwyczaj jest bardzo drogi (40-50zł za butelkę). Można go sobie również przygotować w domu w bardzo prosty sposób - w szklanym słoju umieszczamy trzy nacięte wzdłuż strąki wanilii i zalewamy szklanką wódki, rumu lub brandy. Trzymamy w ciemnym, chłodnym miejscu przez 2-3 miesiące, co jakiś czas potrząsając, i ekstrakt gotowy.
3. Wanilia w laskach
Prawdziwa wanilia. Obecnie można dostać laski wanilii albo pakowane pojedynczo w większych supermarketach, w złodziejskiej cenie 7-8zł, albo zajrzeć na allegro, i znaleźć je tam już od 80gr za te mniejsze, 1.50zł za te rozsądne, i więcej za super-hiper. Osoby które po raz pierwszy wąchają prawdziwą wanilię są zazwyczaj rozczarowane - zupełnie nie pachnie ona jak znany przez nas chemiczny cukier waniLINOwy (z waniliowym ma niewiele wspólnego), czy aromat waniliowy. Pachnieć tak naprawdę zaczyna właśnie dopiero dodana do potrawy/wypieku. Używamy jej najczęściej rozcinając laskę wzdłuż, i wygrzebując ze środka wilgotne nasionka, które następnie dodajemy np. do ciasta. Można też wsypać nasionka do słoika i wymieszać z cukrem, dokładając również "wyskrobaną", a po miesiącu otrzymamy prawdziwy cukier waniliowy. Świeże nasiona wanilii są też najlepsze do creme brulee.
środa, 10 listopada 2010
Muffinki bananowo-czekoladowe.
Ulubione muffinki wielu osobników ;) dzięki bananom są wilgotne, długo zachowują świeżość, i są absolutnie uzależniająco przepyszne. Banany plus czekolada to idealne wręcz połączenie (ale oczywistościami lecę x)). Jak każde muffinki - łatwe, szybkie, cudowne. I ładnie odchodzą od papilotek :)
Składniki:
3 spore, mocno dojrzałe banany
125g masła
160g cukru pudru
Pół laski ziarenek z wanilii (można zastąpić kropelką aromatu waniliowego, ale to nie to samo, ja bym w takim przypadku pominęła. Idealnie za to się nada łyżeczka ekstraktu waniliowego)
4 łyżki kwaśnej śmietany (18%)
2 jajka
1 łyżeczka sody
1/2 łyżeczka proszku do pieczenia
300g mąki
100g mlecznej czekolady
Koszt: 6-8zł
Czas wykonania: pół godziny
Wykonanie:
W rondelku roztapiamy masło. Na talerzyku rozgniatamy banany widelcem na ciapkę, wrzucamy je do miski. Dodajemy do nich roztopione masło, śmietanę, roztrzepane jajka, mieszamy. Dodajemy całą resztę składników (poza czekoladą) i mieszamy widelcem do połączenia się masy. Gdy jest już wymieszana dosypujemy czekoladę, mieszamy. Nakładamy do papilotek/formy, i pieczemy ok. 20 minut w 180 stopniach. Można zrobić test suchego patyczka, ale trzeba pamiętać, że roztopiona czekolada może zostawiać ślady, a muffiny w środku nigdy nie będą zupełnie suche ze względu na banany.
Manty lubią muffiny~
Razowe naleśniki ze szpinakiem.
Tak, je też zrobiłam z serem pleśniowym :) ale on akurat jest tu opcjonalny - bez niego będą równie pyszne. Zdrowe, dość niskokaloryczne danie.
Składniki:
Paczka szpinaku 400g (ja lubię używać tego rozdrobnionego)
80-100g sera pleśniowego (opcjonalnie) lub zwykłego żółtego (też opcjonalnie :) )
Pieprz, sól, gałka muszkatołowa, czosnek
Niewielka cebula
Szklanka wody
Szklanka mleka
Po połowie mąki razowej pszennej i zwykłej pszennej
Jajko
Sól
Zioła - u mnie przyprawa do pizzy
Koszt: 7-8zł
Czas wykonania: dość szybki, jeżeli szybko smażymy naleśniki :)
Wykonanie:
Szykujemy ciasto naleśnikowe. Każdy ma na to swój patent, a ja składników dodaję zazwyczaj na wyczucie, ale jestem pewna, że sobie poradzicie ;) Ja akurat użyłam dwóch szklanek wody, dwóch szklanek mleka, prawie kilograma mąki łącznie, dwóch jajek, i ok. łyżki ziół, ale wyszło mi naleśników na dwa obiady - następnego dnia podałam je na inny sposób. Smażymy naleśniki na patelni teflonowej.
Cebulę siekamy w kostkę, i podduszamy na odrobinie wody na patelni. Dodajemy rozmrożony z grubsza i rozdrobniony szpinak. Dusimy pod przykryciem ok. 10 minut, po czym przyprawiamy sporą ilością gałki muszkatołowej, pieprzem oraz rozgniecionym ząbkiem czosnku. Wkruszamy ser pleśniowy, i mieszamy do rozpuszczenia (jeżeli pomijamy ser pleśniowy - dodajemy do smaku soli). Próbujemy, jeżeli jest potrzeba - doprawiamy do smaku. Nakładamy łyżkę nadzienia na naleśnik, składamy w ulubiony sposób, nakładamy na talerze.
Jedna osoba naje się 3-4 naleśnikami (przy czym ja smażę na dość małej patelni ;). Ja jadłam je dodatkowo z surówką z kapusty pekińskiej i pomarańczowej papryki.
Krok pierwszy - usmaż dużo za dużo naleśników...
Penne z pleśniowym beszamelem i ostrymi papryczkami.
Przyznaję, że zdarzały mi się już bardziej apetyczne zdjęcia ;) ale ten makaron najlepszy jest na gorąco, i pachniał tak, że nie chciało mi się już bawić z aparatem...Uwielbiam niebieski ser pleśniowy, i polecam ten przepis każdemu jego miłośnikowi. Makaron powstał w dwóch wariacjach - wersja na zdjęciu ma w sobie jeszcze zielone papryczki faszerowane fetą, których ja zdecydowałam się do swojej porcji nie dodawać ze względu na to, że kawalątek spróbowany przed dodaniem do mojej części sosu prawie wypalił mi przełyk :) ale podobno smak całkiem tu pasuje, więc jeżeli lubicie pikantne potrawy, to skuście się.
I uwaga - w tym przepisie debiut - robimy beszamel :)
Składniki:
200-250g makaronu penne
ok. 80-100g niebieskiego sera pleśniowego o wyrazistym smaku (u mnie - Lazur)
10dkg ulubionej wędzonej szynki
2 łyżki masła
2 łyżki mąki
1,5 szklanki mleka
Pieprz, sól, gałka muszkatołowa
Opcjonalnie - pikantne zielone chili (u mnie gotowiec ze sklepu, kupowany na wagę, faszerowany serem feta)
Koszt: 7-8zł
Czas wykonania: ok. 20-30 minut
Wykonanie:
Najpierw zabieramy się za beszamel. W tym celu w rondelku rozpuszczamy dwie łyżki masła, i wsypujemy powoli mąkę. W trakcie intensywnie mieszamy wszystko trzepaczką-maczugą, żeby nie zrobiły nam się kluchy. Jak tylko tłuszcz i mąka się połączą wlewamy pół szklanki mleka. Mieszamy energicznie do połączenia, wlewamy kolejne pół szklanki. Powoli podgrzewamy - sos zacznie nam gęstnieć. Gdy zgęstnieje nam już dość mocno - wlewamy pozostałe mleko. W tym momencie możemy już wrzucić makaron, a szynkę pokrojoną w kosteczkę na dużą patelnię, żeby się lekko przysmażyła. Znów podgrzewamy sos, i znów czekamy, aż zgęstnieje. Powinien być kremowy, ale wciąż lejący się. W tym momencie dodajemy szczyptę-dwie gałki muszkatołowej, i porządną szczyptę pieprzu. Mieszamy, po czym wkruszamy ser pleśniowy. Podgrzewamy kilka minut, aż ser się rozpuści, i nada beszamelowi smak. Próbujemy, i do smaku doprawiamy gałką lub pieprzem (soli raczej już nie będzie trzeba, lazur sam w sobie jest dość słony). Zostawiamy na palniku na najmniejszym ogniu, albo zestawiamy. Odcedzamy makaron na sitku, wrzucamy na patelnię do pachnącej nam niebiańsko szynki, zalewamy wszystko beszamelem, i mieszamy do połączenia. Jeżeli używamy papryczek - kroimy je i dodajemy. Podajemy mocno gorące, smacznego :)
Jeszcze kilka słów o beszamelu. To fantastyczny sos ze względu na jego wszechstronność. Sam w sobie nie ma rewelacyjnego smaku, ale za to przyjmuje smak wszystkiego, co się do niego doda. Na jego bazie można zrobić sos pomidorowy, sos serowy, sos czosnkowy, i każdy inny który przyjdzie nam do głowy. Szczególnie dobrze nadaje się do zapiekanek - pod wpływem wysokiej temperatury świetnie się ścina, najlepiej smakuje gdy dodamy do niego żółtko i starty ser w dość dużej ilości, np. mozzarellę i goudę dla smaku. W dodatku składniki do niego zazwyczaj znajdują się w każdym domu, i nie są wymyślne. Warto znać na niego przepis :)
Bruschetta
Czyli grzanka odrobinę inaczej. Najlepsze jedzenie to najprostsze jedzenie - uwielbiam tę zasadę. Bruschettę można modyfikować na wiele różnych sposobów - dodać sera, fety, oliwek. Ja uwielbiam taką - najprostszą, chrupiącą, na dobrej jakości chlebie. U mnie w roli głównej wystąpiła bagietka paneos, kupiona w E.Leclercu. Nie wiem co oni do nich dodają, ale mogłabym je jeść tonami...
Składniki na porcję dla jednej osoby:
Ulubione pieczywo (najlepiej bagietka lub bułki)
Pomidor
Pół ogórka
Czosnek
Oliwa z oliwek
Ulubione zioła - świeże lub suszone. U mnie przyprawa włoska, czyli głównie oregano i bazylia.
Sól, pieprz.
Koszt: 3zł
Czas wykonania: szybkie.
Wykonanie:
Bagietki/bułki kroimy na dość grube kromki. Skrapiamy każdą kromkę delikatnie oliwą, i smarujemy odrobiną rozgniecionego czosnku (nie miałam akurat pod ręką, więc pominęłam niestety ;)). Wkładamy kromki do nagrzanego do ok. 160 stopni piekarnika, i pieczemy ok. 10 minut, aż zrobią się chrupkie i rumiane (ale jeszcze nie przypieczone). W międzyczasie pomidora wkładamy na kilka minut do garnka z gorącą wodą, po czym nacinamy skórkę w krzyżyk, i obieramy. Kroimy go w kosteczkę. Ogórka obieramy, kroimy w kosteczkę (z obecnie dostępnych, długich ogórków warto wyciąć nasiona - najczęściej są gorzkie, twarde i niedobre). Mieszamy ogórka i pomidora, solimy, pieprzymy, dodajemy ziół do smaku. Jeżeli były bardzo wodniste, to warto odlać nadmiar soku. Nakładamy na grzanki które zdążyły się już zrumienić, po czym znów wkładamy do piekarnika na ok. 5 minut.
Subskrybuj:
Posty (Atom)