środa, 9 marca 2011
Pieczona karkówka
Dziś mięsożernie. Chociaż za wieprzowiną nie przepadam, to dla pieczonej i grillowanej karkówki robię wyjątek. Ten rewelacyjny przepis pochodzi od mamy S. - nigdy nie jadłam lepszej karkówki niż u niej, więc natychmiast postanowiłam odtworzyć smak u siebie w domu. Ale oczywiście przepis zmodyfikowałam ;)
Zazwyczaj jeden plaster, jeszcze gorący, zjadam obiadowo. Później karkówka wędruje do lodówki, i przez dobre dwa tygodnie służy mi jako wędlina na chleb (koniecznie grubo smarowana musztardą) - nie psuje się, nie robi "obślizgła", lekko tylko podsycha, tak, jak prawdziwa wędlina powinna. Zaraz po upieczeniu jest mięciutka i soczysta.
Składniki:
Spory kawałek karkówki - u mnie niecały kilogram
Sól
Ulubiona marynata do mięs, u mnie następująca (polecam!):
Musztarda sarepska - 2 łyżki
Pieprz ziołowy - 2 łyżeczki
Tandoori masala - 2 łyżeczki
Przyprawa do gyrosa - 1 łyżeczka
Sól - szczypta
Koszt: 10-12zł
Czas wykonania: dość długi, mięso sporo czasu leży w zalewie. Trzeba je robić dzień wcześniej.
Wykonanie:
Mięso myjemy, wkładamy do sporej miski, zalewamy zimną wodą. Zasypujmy solą - ja sypię ok. 2-2,5 łyżki na jakiś litr wody. Wkładamy do lodówki na minimum 12 godzin, ja najczęściej czekam przynajmniej 24. Po tym czasie mięso wyjmujemy, wylewamy wodę z solą, lekko obmywamy. Przyrządzamy marynatę, i nacieramy nią karkówkę. Najlepiej włożyć jeszcze w marynacie mięso do lodówki na 2-3 godziny - ja czasami pomijam ten krok. Rozgrzewamy piekarnik do ok. 160-180 stopni, i wkładamy mięso na blachę. Kilogramowy kawałek pieczemy ok. 1,5h. Po tym czasie wyłączamy piekarnik, i dajemy mięsu chwilę dojść, niech przestygnie - jakieś 10-15 minut. Wyjmujemy, kroimy, pałaszujemy!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mam coraz bardziej wrażenie, że jesteś moją zaginioną podczas wojny w Wietnamie siostrą XD Może byłaś kiedyś w Wietnamie? :P W każdym razie to już trzeci (czwarty?) przepis, który opowiada dokładnie o tym, co marzyłem sobie upichcić, ale nie miałem weny, żeby szukać konkretnego przepisu!! <3 Nadajemy na tych samych falach :D
OdpowiedzUsuńten obiadowy plaster na gorąco jest najlepszy :-)
OdpowiedzUsuńsoczyste i smaczne miesko:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam!!!!!:)
OdpowiedzUsuńTakiego karczku - do podawania na zimno jeszcze nie robiłam, a że lubię domowe wędlinki, to chyba spróbuję!
OdpowiedzUsuńhttp://wlodarczyki.net/mopswkuchni/
Kocie, bo ja czytam w myślach :>
OdpowiedzUsuńAsieja - sama nie wiem, czy lepszy taki gorący, soczysty plaster, czy sycąca, ostra kanapka jak zmęczona wracam po zajęciach :)
Mopsie, polecam!
A to "wykładamy na blachę" - oznacza, że pieczesz je na normalnej blasze bez niczego? żadnej folii, naczyń żaroodpornych itp itd?
OdpowiedzUsuńTak, bez niczego. Blacha moim zdaniem dobrze przenosi ciepło na mięso. Ale pewnie można poeksperymentować z naczyniem żaroodpornym, żeby sobie zaoszczędzić szorowania ;)
OdpowiedzUsuńe tam, tylko lepiej bo nie mam nic takiego na swym studenckim mieszkanku. A wygląda tak wspaniale, że muszę przepis wypróbować ;)
OdpowiedzUsuńModyfikowałam trochę marynatę, bo przyprawy do gyrosa nie miałam, ale podczytałam co w niej siedzi i cośtam dorzuciłam. Jednak najbardziej wyczuwalny jest aromat sarepskiej później, więc przy nastepnym podejściu zmniejszę jej ilość na koszt przypraw. Poza tym pychaa. Na ciepło rozpadające się mięciutkie mięsko. Na zimno....yyy no jak mięsiwo na zimno:) Ciężko to nazwać wędliną bo przewyższa takowe o klasę. Pomroziłam sobie też po 2 plasterki i ostatnio na obiadek było - wciąż dobre!
OdpowiedzUsuńIneso